Berlin i ja. Emigracja. Życie w Berlinie.
Lufcik
Moi Drodzy,
nie żegnam się z Wami i z tym blogiem, bo mam nadzieję jeszcze tu wracać. Tym wpisem chciałam Was jednak zaprosić w moje nowe miejsce, gdzie przytulniej, słoneczniej, radośniej...
Zapraszam: Nat&Pol
...Tup tup przez Berlin :)
Długie było moje niepisanie. Długie jak listopadowa noc i gęste jak atmosfera w S-Bahnie o ósmej rano. I nagle, to zastygłe powietrze przeciął donośny góralski zaśpiew! I poszłam - choć nie boso, ale jednak - na koncert ZAKOPOWER!
Imprezę organizować musiała jakaś zacna patriotyczna instytucja, bo wśród publiki wiele siwych głów, a i moderacja nieco wiecowa. Przed gwiazdami wieczoru śpiewała pani Iwona, fotografował pan Stefan. Uśmiechali się do siebie. Pomyślałam, że to los na loterii być jedynym polskim przedstawicielem czegokolwiek na naszej wiosce Berlin. ;)
W końcu na scenę wyszli oni. Zako...chałam się! Pierwsze dwie piosenki lały się we mnie nie tylko uszami, ale też szeroko rozdziawioną gębą. Potem ochłonęłam nieco, a koniec nawet przetańczyłam. Okazało się, że jeszcze umiem. Publiczność też się ożywiła. Wiele osób wstało z krzeseł i podrygując wyrażało entuzjazm. Kilka siwych głów wyszło.
Na scenie wszystko tak profesjonalne, że mogło doprowadzić pedantów do orgazmu. Światła, filmy w tle, muzycy, ich wygląd, ich granie i śpiew... no i ON! Ach, jak ja lubię takie bułecki! :)))
P.S.1. Podziękowania dla naszego prywatnego sponsora czasu - Babci Gosi!
P.S.2. Koncert był za darmo, ale obowiązywała wcześniejsza rezerwacja.
Wybaczcie niejakość zdjęć.
Na ponad tydzień opuściłam Twierdzę. Dziś mija czwarty dzień. Czy tęsknię? Nie, jakoś jeszcze nie.
A może by tak nie wracać?
Unknown
„Tożsamość” to niezły thriller z 2011 roku, którego akcja rozgrywa się w Berlinie. Doktor Martin Harris (Liam Neeson) przylatuje do stolicy Niemiec wraz z żoną i ulega wypadkowi. Po wyjściu ze szpitala odkrywa, że jego tożsamość przejął inny mężczyzna. Dla Harrisa rozpoczyna się niebezpieczna walka o odzyskanie własnego życia. Czy mu się uda?
Film trzyma w napięciu, a miasto służy w nim za nadające grozy tło. Berlin jest w thrillerze mroczny, zimny, nieprzyjemny i niebezpieczny. W takim mieście nie chciałabym mieszkać!
P.S. W końcu zobaczyłam, jak hotel Adlon wygląda w środku (o ile to jest on). ;)
Wczoraj (09.02.2012) w Berlinie rozpoczął się i potrwa do 19. lutego jeden z ważniejszych festiwali filmowych na świecie – 62. Berlinale. Program jest jak zwykle niezwykle interesujący – do przejrzenia tutaj!
Bardzo żaluję, że w tym roku, z racji pracy nad ważnym i miłym projektem, nie będę mogła wybrać się na żaden seans. Nadal z wielką przyjemnością wspominam Berlinale roku 2009 i 2010!
Na stronie Polskiego Instytutu zapoznać się można z listą trzynastu polskich filmów, które będą pokazywane w ramach tegorocznego festiwalu.
Bakterielle Infektion - Großstadtleben
Dziś trochę berlińskiego klimatu. W te mrozy nie wychodzę z domu, więc przynajmniej tak sobie metrem pojeżdżę. O, w clipie (pod koniec) nawet „moje strony” – U2 na Eberswalder Str. Na lewo Pappelallee, na prawo Kastanienallee.
Wiosno, przybywaj!
Poll, reż. Chris Kraus
Dzienniki z Poll to dramat produkcji niemiecko-austriacko-estońskiej z 2010 roku. Piszę o nim, bo niewątpliwie należy on do filmów wartych polecenia.
Czternastoletnia Oda po śmierci matki przybywa do Estonii, do domu ojca, który jest profesorem medycyny. Zajmuje się on preparowaniem zwłok i w laboratorium posiada imponującą i przerażającą zarazem kolekcję. Oda, choć podziela zainteresowania ojca, nie czuję się dobrze w towarzystwie jego nowej rodziny i chętnie przebywa w odosobnieniu. Akcja filmu toczy się w przededniu pierwszej wojny światowej i w okolicy pełno jest rosyjskich żołnierzy „polujących” na estońskich anarchistów. Pewnego dnia, podczas samotnej wędrówki Oda spotyka ciężko rannego młodego mężczynę, postanawia mu pomóc i ta decyzja staje się początkiem kłopotów.
W tym poruszającym filmie piękno przeplata się z okropieństwem, a sielanka z grozą. Dramat ten to opowieść o bolesnym dorastaniu, niespełnionych ambicjach oraz o miłości i poświęceniu.
Berlin Zachodni - Big Cyc
Niniejszym wpisem rozpoczynam cykl „piosenki o Berlinie”. Oj, będzie o czym pisać. Jest tyle utworów o stolicy Niemiec, że nie wiedziałam od czego zacząć... ale po kolei. Postaram się zebrać tu większość z nich.
Na początek piosenka zespołu Big Cyc (czy ktoś ich jeszcze słucha? Ze zdziwieniem odkryłam, że chłopaki nadal grają) z albumu Nie zapomnisz nigdy z 1996 roku. Do tego uroczy teledysk, niestety nie w całości, ale i tak miło popatrzeć na wariatów. ;)
Berlin Zachodni – Big Cyc
Achtung achtung!
Meine Damen und meine Herren
Herzlich wilkommen
Und nicht verstehen
Jakaś karafka, stary zegarek
Trzeba zarobić te parę marek
Renta, stypendium, wyżyć się nie da
Tu kupisz tam sprzedasz nie weźmie cię bieda.
Ref: Berlin Zachodni, Berlin Zachodni
Tu stoi Polak co drugi chodnik
Za każdym rogiem czai się Turek
Sprzedasz mu wszystko tylko nie skórę
Pilsnera wypić trzema łykami
Opylić fajki, kupić salami
Gdy Polizei to dawać chodu
Wrócisz do kraju będziesz do przodu
A w jeden dzień zarobisz tyle
Co górnik w miesiąc w brudzie i w pyle.
Ref: Berlin...
Nasza bieda nasz rozgrzesza
Polski handel, Trzecia Rzesza
Jedzie pociąg, koła stukocą
Parowóz gwiżdże baby się pocą
Przemytnicy i celnicy
Czyli orgazm na granicy
Ref: Berlin...
Polsko-Australijskie Towarzystwo Kulturalne w Australii Zachodniej zorganizowało już po raz trzeci konkurs satyryczny im. Andrzeja Gawrońskiego. Utwory miały dotyczyć szeroko rozumianej tematyki polonijnej. W tegorocznej edycji trzecie miejsce zajął wiersz poety Marka Jurgońskiego pt. Pcim. Ponieważ jest on bliski memu sercu (i autor i „Pcim”), chciałabym go tutaj zaprezentować.
Czy Wy też tęsknicie za jakimś swoim „Pcimiem”?
PCIM
(na melodię słynnego przeboju Jana Kiepury “Brunetki, blondynki”)
Paryże, Londynki, ja wszystkie te mieścinki
odwiedzić chcę
pochlebiam im lecz kocham tylko Pcim
bo mieszkam w nim
Pcim to mieścina bliska mi jak wierna psina
to mój Pcim i dlatego
w Pcimiu w zimie ciepło w sercu mam
Paryże, Londynki smakują jak landrynki
słodycze i szkło
jedz je co dzień, zostanie z ciebie cień
bardziej chleba ci potrzeba, landrynek mniej
Bo chleb jeść każdy musi, on czy też ona
Bez landryn żyć się da a bez chleba skonasz
Pcim jak chleb, to mój ląd
poza Pcimiem żyć to byłby błąd
i tak już musi być
miłości do Pcimia nie chcę kryć trala lala lala
Londynki, Paryże uświadomiły mi że
chcę w Pcimiu żyć
mój dom jest tu chociaż już kumpli stu
urąga mu
i tym się szczycą że mieszkają za granicą
tam szmal jest i dlatego
tu do Pcimia nie chcą wracać już
Londynki, Bruksele nie znaczą dla mnie wiele
a znaczy Pcim
sylaba jedna brzmi jak cały hymn
tyle treści dla mnie mieści się w słowie Pcim
Swój port mieć każdy musi on czy też ona
korzenie zniszczmy swe a będzie już po nas
Pcimia głos w głębi serc
wzbiera w nas jak ton z Szopena skerc
ani Rzym, ani Krym
nie zagłuszą w tobie nazwy Pcim trala lla lla
Paryże, Londynki, ja chętnie te mieścinki
odwiedziłbym
pochlebiam im lecz kocham tylko Picim
bo mieszkam w nim
Pcim to mieścina bliska mi jak wierna psina
to mój Pcim i dlatego
w Pcimiu w zimie ciepło w sercu mam
Londynki, Bruksele nie znaczą dla mnie wiele
a znaczy Pcim
sylaba jedna brzmi jak cały hymn
tyle treści dla mnie mieści się w słowie Pcim
(Marek Jurgoński)
Wczoraj zmarła Irena Jarocka, której piosenki puszczane przez mamę na starym gramofonie towarzyszyły mojemu dzieciństwu. Szkoda, że ta piękna kobieta odeszła tak młodo. Załączam najpiękniejszą z jej piosenek.
Tak na marginesie: Irena Jarocka również była emigrantką, która po 17 latach powróciła z USA do Polski.