Berlin i ja. Emigracja. Życie w Berlinie.
Wpisy
Jeszcze tylko niecały miesiąc w Akademii Sztuki w Berlinie (Akademie der Künste) podziwiać będzie można wystawę wczesnych dzieł Georga Grosza. Pokazane zostały tam m.in. rysunki, szkice, szkicowniki, kolaże i zdjęcia tego urodzonego w Berlinie artysty, który zdawał się być niezupełnie wdzięczny za możliwość picia piwa zagryzanego kapustą. Ten świetny karykaturzysta bezlitośnie krytykował społeczeństwo obrysowując zdecydowaną kreską jego pusty konsumpcjonizm i bezmyślną egzystencję w cieniu trzech filarów: Wojska, Kościoła i Szkolnictwa. Odrażające, często po prostu straszne postaci zaludniają dzieła Grosza ukazując okropności wojny i upadek moralności. Nic dziwnego, że artysta nie mógł wytrzymać w tak postrzeganym świecie i w roku 1933 wyemigrował do Ameryki. W tymże roku pozbawiony został obywatelstwa niemieckiego. Po wojnie, w roku 1959 wrócił do Berlina po to, by się upić, spaść ze schodów i umrzeć.
Republika Weimarska oczami Grosza to koszmar, w którym nikt nie chciałby się znaleźć. Jednak zanim westchniemy z ulgą, że w nim nie żyjemy, zastanówmy się jak Grosz tworzyłby dzisiaj.
Niemcy. Baśń zimowa
http://www.berlin.de/tickets/ausstellungen/george_grosz/index.php
Kto chce w Berlinie od Berlina uciec, niech wybierze się do Köpenick. Ta senna dzielnica to idealny cel niedzielnych spacerów, jeśli ktoś lubi podróże w czasie. Dickensowski klimat snuje się tam ulicami niczym wieczorna mgła. W gwarnych, przytulnych kawiarniach uśmiechnięte kelnerki w białych czepkach i fartuszkach, w których wyglądają jak łabędzie, stawiają na stolikach parujące jabłeczniki polane sosem waniliowym.
W położonym malowniczo nad rzeką barokowym pałacu podziwiać można wystrój wnętrz z epoki renesansu, baroku i rokoko. Kolekcja obejmuje ponad 500 eksponatów. Park pałacowy zdobi kilka wartych obejrzenia rzeźb.
Mój köpenickowy dzień był dniem jesiennym, słonecznym, bajecznie złotym (złota niemiecka jesień?). Coś mi jednak mówi, że prawdziwy duch tej dzielnicy objawia się w ciemne, zimne wieczory, kiedy krople grają na "kocich łbach" jak na klawiszach deszczowe preludium, a echo niesie przez stulecia stukot końskich kopyt.